Lato, jesień, zima
Krzemowe drzewa rozkołysały się w ogonie gwiazd
Słońce jednak pochyliło się nad
jej istotą
By zgłębić skurczoną konsystencję
Czegoś, co zaistniało
Jednak nie znalazło niczego
Co mogłoby dotknąć źrenic czerwonej wiśni
Nieboskłon wyraźnie znużony
Zaczął nucić pieśni na skrzydłach polnych wiatraków
Głębokie trawy wklęsłym oddechem
Rodziły kolejny dzień
Zapach dzikich jabłek skrzyknął
Stado ptactwa na ucztę plecionych warkoczy
Z delikatnej tęczy
Pierwsze deszcze były ciepłe
A wieczory były syte latającego robactwa
Później, gdy spadł śnieg
Długie sople lodu
Wisiały na domowych gzymsach.
A przemijanie upajało się kąpielą między przeręblami
Słońce pewnym krokiem przeszło
Kątkiem ust na drugą stronę potoku
Zapnowała cisza,
A nieboskłon rzucał kości
Sylvek Ed Derech
Foto z internetu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz